Cześć wszystkim!
Wybierając kierunek studiów (szczególnie taki, który dopiero powstał) najczęściej kierujemy się ciekawą nazwą i opisem oraz własnymi zainteresowaniami, predyspozycjami. Tak było i w moim przypadku. Od zawsze interesowała mnie biologia, dlatego też postanowiłam wybrać kierunek typowo przyrodniczy, dokładniej związany z ochroną roślin. Jakie było moje zdziwienie, gdy zamiast typowej nauki o botanice czekało na nas rozpoznawanie najróżniejszych nasion roślin uprawnych, chorób grzybowych, substancji aktywnych w środkach ochrony roślin i ... owadów. Owadów, które szkodą roślinom uprawnym. I nie jest tu mowa o barwnych, uroczych motylach (ale swoją drogą, niektóre motyle to straszne szkodniki!), ale o różnego typu chrząszczach, pluskwiakach, muchówkach, no i oczywiście larwach wymienionych rzędów. O zgrozo, jak ja się ciesze, że pająki nie są szkodnikami roślin. Chyba rzuciłabym studia, serio. Ale wracając do tematu owadów. Na II bądź III roku, już nie pamiętam, dotarła do nas wiadomość, że każdy musi wykonać OWADNIK, z minimum 20 gatunkami po 4 sztuki osobników z każdego. Cóż to było za oburzenie. Ale jak to? Dlaczego akurat my? Dostaliśmy sprzęt w postaci zatruwaczki (tak, zatruwaczki. Czyli słoika zalanego cementem nasączonym jakąś substancją "usypiającą" owady, czy jakoś tak), szpilek entomologicznych i rozpiski z punktacją za poszczególne gatunki. Najbardziej pospolite były punktowane najmniej, oczywiście. Generalnie mam miłe wspomnienia związane z tym zadaniem: robienie prowizorycznych siatek na motyle i ganianie za bielinkami, przesiadywanie w babcinych kwiatkach i burakach w celu złapania pluskwiaków (dokładnie wtyka straszyka i warzywnic, urocze owady) czy oglądanie złapanych przez narzeczonego czarnych, owłosionych gąsienic rusałki pawik. Można by powiedzieć, nauka przez zabawę. Było to niezwykle ciekawe doświadczenie, chętnie bym je powtórzyła, ale z własnej, nieprzymuszonej woli chyba mi to nie wyjdzie. Oprócz owadnika, z kolekcjonerskich tematów mam jeszcze na koncie dwa porządne zielniki, co podobało mi się jeszcze bardziej, choć nie było może tak emocjonujące co zbieranie owadów. Ale to pewnie dlatego, że moim uczelnianym konikiem są właśnie chwasty. Pewnie jeszcze nie raz napiszę coś na ten temat. Więc, jeśli wybieracie się na rolniczy kierunek, musicie liczyć się właśnie z takimi zadaniami. Ale proszę się nie zniechęcać, to naprawdę fajna sprawa. No, chyba że ktoś brzydzi się owadów, tak jak ja pająków. Wtedy nie jest już tak fajnie.
Do następnego wpisu, pozdrawiam czytelników :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz